W jaki sposób zmienił się przemysł muzyczny na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat? Czy to zmiany na lepsze?

przemysł muzyczny

Biznes muzyczny miał się doskonale w przybliżeniu od lat sześćdziesiątych, kiedy to rozległą popularność zaczęły pozyskiwać zespoły rockowe, do początku nowego tysiąclecia, kiedy to nadeszła rewolucja polegająca na szerokim dostępie do sieci pośród słuchaczy, a co z tym związane - zagrożenie powstające z wzrastającej popularności empetrójek. Garnitury na ważnych stanowiskach w wytwórniach przez dłuższy czas nie posiadali planu, jak dopasować się do zmieniającego się świata. Płyty sprzedawały się coraz słabiej, natomiast wojna z piractwem była syzyfową pracą. Ostatnie lata przyniosły jednakowoż w tym wymiarze pewną zmianę.

 

 

Otóż - co jakże oczywiste, ale również genialne - ktoś wreszcie spostrzegł, iż z piractwem zwyciężyć nie sposób. Co więcej, młodzi słuchacze nie chcą nabywać albumów w wersji fizycznej, ponieważ muzyki słuchają na telefonach oraz pozostałych urządzeniach. Dużo ludzi jednakże (no, może niekoniecznie na terytorium Polski, ale my jesteśmy inni...) nie ma problemu z płaceniem za muzykę ewentualnie słuchaniem jej za darmo z legalnych źródeł, ale z pewnymi ograniczeniami. Z tej przyczyny myślę, iż najogromniejszym odkryciem w minionych latach jest okoliczność, iż wreszcie do osób na stanowiskach dotarło, że jedynym sposobem na to, żeby muzyka przynosiła, może trochę mniejsze, ale ciągle wysokie zyski, jest udostępnianie jej darmowo i zyskiwanie na reklamie.

 

 

 

Stąd też gigantyczna w obecnych czasach sława SoundClouda czy też Spotifya. Obecnie posiadamy 90 procent światowej muzyki w zasięgu swojego laptopa ewentualnie telefonu. Jesteśmy w stanie numerów i kompletnych albumów słuchać bezpłatnie, dając w dodatku zarobić wykonawcom. Natomiast jeżeli chcemy za muzykę dodatkowo zapłacić - również istnieje taka alternatywa. Na skutek tego zyskujemy dojście np. do muzyki w wyższej jakości czy też wycinamy reklamy. Wilk syty i owca cała? Dla mnie jak najbardziej.

 

Odmienna sprawa, że muzycy od zarania zarabiali przede wszystkim na koncertach. Teraz sieć - miast albumów „fizycznych” - wydaje się świetnym dodatkiem. Przypuszczalnie przytoczone wyżej źródła nie płacą jakoś bardzo dużo, ale jeżeli posiada się subskrypcje w milionach - można już sensownie zarobić. Natomiast taki Wiz Khalifa, jakiego klipy posiadają wyświetlenia w setkach milionów? To musi być bez dwóch zdań nie tylko zyskowne materialnie, ale dodatkowo satysfakcjonujące.